Kartka z pamiętnika

Piękny, słoneczny dzień. Wychodzę o poranku, a w zasadzie o świcie, na zajęcia. Na przystanek, z którego dojadę na uczelnię mam jakieś 15 minut. Jak pada, podjeżdżam tramwajem, jak mi się chce i pogoda dopisuje, idę pieszo. Zwykle mi się nie chce, więc to pierwszy powód, dla którego ten dzień, staje się wyjątkowym. Maszeruję sobie w rytm wesołej i skocznej muzyki, a to u mnie niecodzienne. Zwykle zmęczona i zaspana, słucham smętnej muzyki powtarzając sobie, jaki ten los jest ciężki, że muszę iść na laborki. Ale jak powiedziałam, nie tym razem. Drugi powód. Muzyka nastraja mnie pozytywnie, idę, tańczę, podśpiewuję. Widzę, że ktoś nie zdążył na tramwaj i śmieję się z niego, myśląc sobie: hehe, dobrze ci tak, mi też często ucieka, taki los. Idę dalej, przelatuje niedaleko mnie ptak, oddając w locie kał. Ah, urodziny ze mnie szczęściarz, nie narobił mi na głowę.
Dotarłam na przystanek. Oho! Ile ludzi, olaboga. No nic, siedzę i podśpiewuje, taki piękny dzień.  Nadciąga mój autobus, spóźniony jak zawsze, ale tym razem się nie przejmuję, taki piękny dzień. Wsiadam. Ścisk. Znajduje wolne miejsce, koło jakiegoś dzieciaka, siadam. Chłopak o wyglądzie parówki, patrzy na mnie krzywo, że zajmuję jego przestrzeń. Był gimnazjalistą, albo może z pierwszej klasy technikum/liceum. Mierzy mnie. No i się zdenerwowałam. Trudno, niech patrzy. Wsiadają kolejne osoby. Jakaś kobieta staje obok mnie i praktycznie trzyma swoją torbę na moich kolanach. Kręcę się ostentacyjnie, żeby niby przypadkiem, pokazać jej, że tu jestem, że napiera na mnie całym swoim ciałem i bagażem. Kobieta zagadana, rozweselona - prowadzi konwersację z podejrzanie wyglądającym człowiekiem. Nie zwróciła na mnie uwagi. Za to chłopczyk obok mnie, zwrócił. Wzdycha ciężko, kiedy ja próbuję uświadomić kobietę, że zaraz chyba na mnie usiądzie, nie zauważając mnie. Jestem uwięziona, z lewej wzdychający chłopczyk o wyglądzie parówki, który patrzy na mnie krzywo, irytuje mnie i wzdycha, a po prawej kobieta, która napiera na mnie. No i ten jej podejrzanie wyglądający kolega. Nagle w całym autobusie czuć swąd. Smród. Odór. Nieprzyjemny zapach. NO GOŚĆ PUŚCIŁ BĄKA, NA BOGA! Widziałam po jego minie, że to on. Nie mam czym oddychać, jadę zakleszczona, pomiędzy chłoptasiem, a tą kobietą. Jezu. Chłopak wysiadł, na następnym przystanku wysiadłam ja. Wściekła, próbuje przejść, ale nie mogę. Ogrom ludzi wyłania się z autobusu i każdy z nich blokuje mi przejście. Jak ja tego nienawidzę.

To wszystko karma, to wszystko stało się dlatego, że śmiałam się z tego biednego człowieka, który nie zdążył na tramwaj. Przepraszam, już nie będę. Jeśli ktoś uważa, że karma nie istnieje, to się myli. Istnieje i ma się bardzo dobrze. 

A miałam taki dobry humor. Nienawidzę poniedziałków. /Karolina
Post A Comment
  • Blogger Comment using Blogger
  • Facebook Comment using Facebook
  • Disqus Comment using Disqus

Brak komentarzy :