Dla Was od Gwiazdora

Lampki. Jarmarki. Świąteczne wystawy w sklepach. Pierwsze rozświetlenie choinki po ubraniu. Pierogi. Pierwsza świąteczna piosenka w radio. Zapach przyprawy korzennej. Mróz. Grzane wino. Zapach żywej choinki. Jedno słowo – Święta!


Jak byłam młodsza, Boże Narodzenie było dla mnie owiane tajemnicą i pełne magii. Naprawdę wierzyłam w tego Gwiazdora, który rzekomo przynosił prezenty. Będąc zaczarowana magią Świat, cieszyły mnie nawet skarpetki, które wyciągałam ze świątecznej paczki podpisanej: „Dla Karolinki od Gwiazdora”. Co roku o tej samej porze, pod pretekstem szukania pierwszej gwiazdki, ktoś wyciągał mnie do pokoju dziadka. Pech chciał, że akurat wtedy, jak byłam w innym pomieszczeniu, Gwiazdor przychodził i wciskał prezenty pod choinkę. Nigdy na mnie nie zaczekał. Nigdy. Raz postanowiłam być bardziej cwana niż On. Przyjeżdżając do babci, oznajmiłam wszystkim radośnie: „W tym roku nie spuszczam oka z choinki, dopadnę Go. W tym roku chcę zobaczyć Gwiazdora”. Zgadnijcie co. Akurat wtedy się zgubił i zostawił prezenty na łóżku dziadka. Rozczarowanie i gorycz. Na szczęście nawet na to jest metoda: rozczarowanie zagryźć pierogiem, a gorycz doprawić czekoladowym mikołajkiem, do tego dodać otwieranie prezentów w świetle lampek choinkowych, na bicie Karola Krawczyka śpiewającego „Cicha noc”. W to, że zwierzęta przemówią do nas w Święta też wierzyłam. Chyba nie muszę mówić, że nic podobnego nigdy nie miało miejsca. Co roku walczyłam o miejsce dla zbłąkanego wędrowca, który nigdy się nie pojawił. Chociaż dziesięć lat temu nazywałam to „miejscem dla przybłędy”, ale mama szybko uświadomiła mnie, że to nie do końca tak się nazywa.

Teraz, mając 21 lat, Wigilia jest dla mnie dniem, w którym siadamy większym gronem do obiadu czy kolacji, wręczamy sobie prezenty i wzruszamy się przy składaniu życzeń. Trochę bardziej elegancko, sztywniutko. Nie jest już dla mnie, niestety, dniem magicznym. Nie budzę się 24.12 tak podekscytowana, jak dziesięć lat temu. Chociaż uwielbiam świąteczną aurę panującą w sklepach, na rynku i w domach – to nie to samo co wtedy. Co prawda – nadal chodzę po mieście i rozkoszuję się widokiem migających od lampek okien, a widok Galerii Dominikańskiej nigdy nie przestanie mnie zachwycać, ale w którymś momencie ta magia znika, prawdopodobnie wraz z upływem lat. Z matematycznego punktu widzenia wydaje mi się, że magia Świąt jest  odwrotnie proporcjonalna do wieku. Zastanawiam się tylko – wiara w Gwiazdora i przekonanie, ze Azor w końcu przemówi – to uroki dzieciństwa, naiwność? Chyba bardziej skłaniam się ku temu pierwszemu. /Karolina


Post A Comment
  • Blogger Comment using Blogger
  • Facebook Comment using Facebook
  • Disqus Comment using Disqus

Brak komentarzy :