Zróbmy sobie selfie na meczu i otagujmy je aftersex.

Selfie, #aftersex, jedzenie banana udokumentowane na zdjęciu, zdobywające popularność normcore. Wszystko to chwilowe mody, wywołują one mieszane odczucia wśród użytkowników Internetu. Zacznijmy od selfie, samojebki, foci z rąsi, jak zwał tak zwał. Jest najdłużej panującym internetowym trendem spośród omawianych przeze mnie, bo początki publikowania swoich zdjęć w lustrze czy z wyciągniętej ręki sięgają MySpace. Niestety selfie nie jest, jak mogłoby się wydawać, współczesnym wynalazkiem. Pojawiło się ono około roku 1900, kiedy powstał przenośny Kodak Brownie. Dla mnie robienie zdjęć samemu sobie nie jest niczym złym, o ile część trendów przemija szybko to mam wrażenie, że ten pozostanie z nami na dłużej. Sama robię selfie, wrzucam je na Instagram czy Facebooka. Uważam, że jest to zdjęcie jak każde inne, ma na celu uchwycenie jakiegoś momentu, zabawę czy cokolwiek innego autor ma na myśli. Kiedyś przeglądaliśmy albumy fotograficzne, dziś wchodzimy na Insta i robimy w zasadzie to samo. W obydwóch przypadkach trafiamy na zdjęcia ładne, czasem na takie, które nam się podobają, ale często też na bezsensowne lub zabawne.  Właśnie, zdjęcia bezsensowne, czasem wręcz budzące negatywne emocje. Zjawiskiem tym jest tagowanie fotek na Instagramie #aftersex. Wielu ludzi oburza się na myśl o tym trendzie. Tyle, że duża część zdjęć oznaczonych tym tagiem, przedstawia dłonie, dłonie z chusteczkami, grupy ludzi, dmuchane lalki, drzewa, co pokazuje, że używanie tego znacznika stało się bardziej zabawą niż faktycznym oznaczaniem swoich zdjęć po seksie". Choć i takie, bądź stylizowane na takie, są. U mnie nie wywołuje to żadnych emocji, jeśli ktoś ma ochotę na publiczne pokazywanie zdjęcia aftersex, okej. Nie twierdzę, że to jest mądre czy w jakikolwiek sposób fajne. Wiem na pewno, że używanie tego hashtaga może być zabawne. Przejdźmy do jedzenia bananów. Dla niewtajemniczonych zaczęło się od tego, że podczas meczu ktoś rzucił w stronę Daniego Alvesa bananem, miała być to zniewaga i przejaw rasizmu ze strony kibica, ale brazylijski obrońca wykazał się nie małym dystansem do siebie. Obrał banana, ugryzł i kontynuował grę. Pierwszą osobą, która zamieściła zdjęcie z bananem był Neymar, w ten sposób zainicjował tysiące „bananowych zdjęć”. Idea tej akcji  – walka z rasizmem – była piękna. Ano właśnie, była, bo równie szybko pojawiła się jak i zniknęła, bo okazała się częścią budowania wizerunku Neymara. No i normcore. To jedyny trend lub antytrend, który nie dotyczy Internetu, a przynajmniej bezpośrednio go nie dotyczy. Normcore to sposób ubierania się, styl bycia, mający wyprzeć hipsterstwo. Najczęstszym przykładem normcorowej stylizacji jest jej brak. Normcore ma zapewniać anonimowość, działać na przekór modzie, pozwalać wtopić się w tłum. Normcorowe jest noszenie skarpet do sandałów, wyjście w szarym dresie i crocksach na miasto, ale też założenie jasnego podkoszulka i zwykłych dżinsów, Czyli coś, co powszechnie obserwujemy na ulicy, nie mając pojęcia, że jest to nowy trend. Mnie wydaje się bezsensownym okrzykiwanie stroju Pana Miecia, w sandałach i długich białych skarpetach, przejawem nowej mody. Dla mnie normcore jest niepotrzebnym wymysłem, ale może niektórzy czują się lepiej nazywając zwykłe ubrania, które mają na sobie, normcorowym outfitem. Miało być krótko, ale nie wyszło. Tak bywa. Część z chwilowych mód jest zabawna, część głupia, jedne z nich trwają dłużej inne krócej. Jedno jest pewne, w miejsce znikających trendów pojawią się nowe. I nie ma, co biadolić, że nagle wszyscy robią selfie, wrzucają na Instagram zdjęcia jedzenia, noszą okulary zerówki, bo to jest właśnie moda, a moda oznacza naśladowanie innych. Nie musimy wrzucać naszych zdjęć „po seksie”, jeśli nam to nie odpowiada. Warto natomiast pamiętać, że w takim czy innym stopniu wszyscy ulegamy trendom. / Iza



Iza nie pozostawiła mi pola do popisu w temacie chwilowych mód panujących w Internecie i całe szczęście. Moje skojarzenie z ogólnym pojęciem ‘chwilowa moda’ jest całkiem inne. Jak tak sobie o tym myślę, to od razu przychodzi mi na myśl temat sportu. Tak, kobieta wypowiadająca się o sporcie. Strzał w stopę. Ileż to można się naczytać w Internecie o sezonowcach, bo jak Barcelona wygrywa, to gimby za Barcelona, a jak Real prowadzi to wszyscy fanami Realu. Chyba każdy zna pojęcie sezonowca, a jeśli nie pozwolę sobie zacytować nonsensopedię: „osoba o niskim IQ, zazwyczaj poniżej 10 roku życia. Zmienia ulubione kluby, gdy poprzedni przegrywa.” Uwaga, ciekawostka, żeby obliczyć IQ sezonowca trzeba podzielić wiek przez wzrost. Podobno to właśnie Real i Barcelona mają najwięcej sezonowców. Ja pozwolę sobie troszkę poszerzyć pojęcie sezonowca. Nazwijmy tak osobę, która na ogół sportem się nie interesuje, ale czasami, jak Polaczkom-Celulaczkom dobrze idzie to się zainteresuje. Tak więc stosując taką definicję poubolewam troszkę nad chwilowymi modami w sporcie. Wielu z nas za dzieciaka nie oglądało skoków narciarskich, ale jak Małysz skakał to cala rodzina zasiadała na chwilę przed TV, a jak Adam wygrał to wszyscy rodzinnie się cieszyli i otwierali szampana. Teraz wielu z tych ludzi nie tak chętnie ogląda skoki. Tak więc - chwilowa moda. Albo inny przykład z mojego otoczenia. Całe życie ktoś nie ogląda piłki nożnej, bo jaki sens? Biegają za piłką jak nienormalni. Ok, nie lubisz, nie oglądasz – twoja sprawa. Ale przychodzi jakiś mecz Polski, wszyscy łudzą się, że wyjdziemy z grupy i właśnie ta osoba pierwsza do oglądania. Flagi wywiesza, japę maluje, siada cała w polskich barwach przed TV i krzyczy i wrzeszczy i wytyka błędy, a kompletnie nie wie o czym mówi. Chyba, że wytłumaczymy to objawem patriotyzmu, a nie miłością do piłki nożnej. Przyznam się od razu i bez bicia, że za piłką nożną to ja nie przepadam. Raczej nie oglądam, bo nie lubię jakoś szczególnie. Oczywiście nie raz byłam „oglądać mecz, bo nasi grają”. Ale traktowałam to bardziej jak spotkanie towarzyskie, niż kibicowanie naszym. Po prostu szłam na piwo, a nie na mecz. Podobnie jest z siatkówką, jak się okazuje, że Polacy dają radę to wszyscy zasiadają przed TV, kibicują. Oczywiście jak przegramy w finale czy półfinale to wszyscy są zawiedzeni i wytykają masę błędów. Szkoda tylko, że są fanami siatkówki tylko przez okres trwania mistrzostw. Podobnie jest z piłką ręczną i wszelkimi innymi wydarzeniami sportowymi, np. olimpiady. Cóż poradzić, tak to jest na świecie, że jak wszyscy oglądają, to przecież ja nie mogę być gorszy. Jak było EURO 2012 to każdy musiał iść na rynek, strzelić fotę i wrzucić na fb z podpisem: ‘Jestę kibicę!!’. Cóż więcej dodać - chwilowa moda. Podsumowując – nie neguję tego, chociaż może zabrzmiało to inaczej. Raczej mnie to śmieszy, ale z drugiej strony, skoro wszyscy znajomi idą na rynek kibicować naszym, to przecież przeciętny Kowalski nie powie: "Sport mnie nudzi, zostanę w domu". Pójdzie z nimi i poudaję, że się zna na sporcie. Myślę, że wielu z nas uległo kiedyś presji otoczenia i oglądało mecz, który nas wcale nie interesował. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że każdy z nas ma to za sobą. / Karolina
 
Post A Comment
  • Blogger Comment using Blogger
  • Facebook Comment using Facebook
  • Disqus Comment using Disqus

Brak komentarzy :