30 SECONDS TO MARS w Rybniku
Pierwszy koncert 30STM na którym byłam, odbył się 8.11.11r. Po
tym koncercie mocno ubolewałam Bartkowi, że już nigdy więcej nie pojadę na ich
koncert. Bo hajs, bo czas, bo dojazd. Powiedział mi wtedy: ‘Zobaczysz, pewnego
dnia jeszcze pojedziemy razem’. Wtedy w to nie wierzyłam. Po pierwsze, czy
pojawią się jeszcze w Polsce, po drugie pieniądz z nieba nie leci, a po trzecie
na pewno nie pojawimy się tam razem.
Oto dzisiaj, piszę relację z koncertu zespołu 30 Seconds to Mars w Rybniku. Na
którym byłam z Bartkiem, Juską i Andrzejem. To mój trzeci koncert tego zespołu.
Niech ktoś jeszcze powie, że marzenia się nie spełniają.
Jadąc na koncert myślałam, że skoro to trzeci raz, to emocje będą mniejsze, że
nie będzie takiego BOOM, jak po pierwszym ich koncercie. Nic bardziej mylnego
#radosławkotarski. Owszem, emocje całkiem inne, ale nie odważyłabym się na
stwierdzenie, że skoro kolejny raz to nuda, rutyna czy cokolwiek. Za każdym razem
tak samo ciepło na sercu i równie wielki uśmiech na twarzy, co za pierwszym
razem.
Po drugim koncercie, który miał miejsce 5 czerwca rok temu, wciąż byłam pod
wrażeniem tego w Łodzi. W Warszawie lepsze widowisko, fakt. Ale całość lepiej
wypadła w Łodzi. Dzisiaj zastanawiam się, który koncert był lepszy. Łódź czy
Rybnik. I kurde, nie wiem. Może to nie była Atlas Arena, tylko jakiś MOSiR,
może nie było neon night, ale było zajebiście.
Teraz przejdźmy do wspomnień z Rybnika. Przed wyruszeniem,
nie straszny nam był rozładowany akumulator, w drodze nie przeraziły nas korki
na autostradzie i głupie opłaty na bramkach. Jak dotarliśmy na miejsce to chyba
każdy mógł wyczytać z naszych ucieszonych mordek, że jesteśmy tam dla Marsów i
że jesteśmy z tego powodu szczęśliwi. Andrzej, który nie jest fanem, pewnie też, tylko nie chciał się
przyznać! Bartek wygrał bilet, więc A. balował z nami
na stadionie w Rybniku.
Jak już wszyscy wiemy, Shannona nie było. Zapewne teraz 90% Echelonu będzie
celowało we mnie czymś ciężkim, ale trudno-powiem to. Nie sądziłam, że perkusja
z playbacku może brzmieć tak dobrze. Całkiem możliwe, że nie jestem specjalistą
w tej dziedzinie, ale jak dla mnie, nie było różnicy. Może się nie znam. Przed
koncertem wiele naczytałam się najazdów na zespół, że niepełny skład i grają
koncert, że powinni odwołać, że zero informacji z ich strony. Z jednymi
opiniami się zgadzalam, z innymi nie. Mimo wszystko uważam, że jakby odwołali
koncert to byłby płacz. Możecie mnie bić, ale uważam, że zespół zrobił co w ich
mocy, żeby koncert nie stracił na wartości pomimo braku Shannona. I udało im
się. Tomo postukujący pałeczkami, mistrz.
Przejdźmy do koncertu, stojąc na trybunach serce mi pękało na pół, jak Jared brał ludzi
na scenę, robił sobie z nimi selfie, całował, przytulał. Na tych trybunach,
mogliśmy ewentualnie zamknąć oczy, przytulać się do siebie nawzajem i
wyobrażać sobie, że to Jared albo Tomo.
Skoro o Tomo mowa, człowiek utalentowany w każdej dziedzinie. Grał na gitarze,
klawiszach, popukiwał na perkusji, a raczej jej części, pląsał na scenie i
pewnie podśpiewywał.
Bałam się nagłośnienia w tym Rybniku, ale organizatorzy dali radę. Na supporcie jeden
telebim raz działał, raz nie. Smutno się robiło na myśl, że będę widziała
na nim tylko połowę twarzy Jareda, albo połowę sceny. Może pamięć mnie myli,
ale wydaje mi się, że na koncercie GWIAZDY WIECZORU, telebim zdał egzamin. Jared
nie zawiódł mnie swym, zawsze pięknym i idealnym, wokalem i wyglądem. Moje
serce należy do niego mimo tej nieszczęsnej brody. J. wydarł się wtedy kiedy trzeba było, zawył
wtedy, kiedy trzeba było. W ogóle wszystko zrobił idealnie. Tomo po koncercie w
Rybniku zajmuje więcej miejsca w moim sercu, bo okazał się
człowiekiem-orkiestrą.
Doskonale wiem, że gdziekolwiek są, Jared zawsze mówi fanom, że ich kocha, że
są najlepsi, że dany kraj/miasto jest najpiękniejsze. No i co z tego? I tak
miło się słucha, kiedy mówi „Tonight, I’m Polishman”. Czy za pierwszym, czy za
trzecim razem, jest tak samo urzekające.
Po koncercie jestem wierną fanką polskiej rodziny, która trzaskała sobie selfie
z Jaredem. Całym sercem kocham Pana Tate, który robił sobie sweet focie na
scenie, na tle publiczności. Chłopaczek,
którego J. zaprosił na scenę, również podbił moje serce. Na pytanie, kogo chce
zabrać jeszcze na scenę, odpowiedział: mamę. Życzę sobie, żeby moje dziecko też
słuchało 30STM i zabrało mnie na scenę w przyszłości.
Podsumowując, następnym razem pragnę, żebyśmy pojawili
się na koncercie w takim składzie jak w Rybniku (Andrzej, jeszcze pokochasz
Marsów i kupisz bilet za własny hajs, a nie pojdziesz na koncert tylko dlatego,
że Bartek wygrał bilet. ZOBACZYSZ, ŻE CIĘ WKRĘCIMY!). Jeśli moje zdrowie, a w
sumie moje kolano, mi na to pozwoli, to następnym razem kupujemy GOLDENA i
wskakujemy na scenę i obściskujemy się z całym zespołem.
PS Andrzej jest moim mistrzem. Wielkie buziaki za zdjęcia! I za to, że w jednym
kawałku wróciłam do Wrocławia.
PS2 Buziaczki również dla Juski, najlepszy kamerzysta na świecie.
PS3 Jeszcze większe buziaki dla naszych Panów. Kraków o 2giej w nocy i
Wawel, to był super pomysł. Pomimo, że smok nie chciał dla mnie zionąć ogniem
:c
No i na koniec kilka zdjęć:
Tak wszyscy wyglądaliśmy podekscytowani przed koncertem :D
No i cudowny Kraków :3 Panowie buziaczki po raz kolejny.
Kilka filmów:
Kilka filmów:
Bardzo fajna relacja :) Zgadzam się w 100%. Bałam się, ze bez Shannona to nie będzie to, ale nie mam porównania. Jednak dali radę-nie odczułam braku perkusji na żywo bo Jared i Tomo dwoili się i troili. Było genialnie i koncert wynagrodził mi, moim zdaniem nie najlepsze M&G. Ale o tym napisze u siebie i podeślę linka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marsowo!
Extra relacja :) Genialny koncert, co tu dużo mówic!
OdpowiedzUsuńclosertotheedgeblog.blogspot.com/
Byłam, widziałam, przeżyłam.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam było zajeb****e.
Jedyny minus jaki mam to organizacja wejścia na płytę i GC oraz ochrona - żenada.
Ludzie siedzący i czekający między nimi samochody dostawcze i Toi Toi-je, nie wspomnę o akcji z wyrwaniem bramy. Przydałyby się bramki aby rozładować tłum. Na koncercie Lany było jedno wejście i jeden ochroniarz i dał radę. wystarczyło pomyśleć :(
Również wrócimy na koncert :)
Pozdrawiamy kosmicznie :)
Zgadzam się w pełni. Genialnie napisane, oddane (tylko czy da się to oddać?!) to, co się działo praktycznie w każdym z nas :) Brakuje tylko opisu żałosnej organizacji, ale rozumiem - z racji trybun raczej nie miałaś większych "przygód"... Ja stałam jakieś 2 metry od bramy na jakichś 10 cm^ bez dostępu powietrza, zdeptana i poturbowana. Ale warto było! ♥
OdpowiedzUsuńAriana vel Justyna Kościółek :)
A co, walnę linka do moich blogów. Co prawda innego typu, ale każda reklama dobra :>
http://iwillcatchyouifyoufallszablony.blogspot.com/
http://starved-souls.blogspot.com/
Wszystko fajnie spoko, ale aż kipi od Ciebie pogardą do Rybnika ;) "jakiś tam MOSiR", "tym Rybniku" ;) to piękne miasto, które co roku organizuje wielkie koncerty, więc trochę pokory dziewczynko.
OdpowiedzUsuńPogardą to bije od Ciebie w momencie, w którym nazywasz Karolinę dziewczynką. Na dodatek robisz to anonimowo. Buziaczki. / Iza
Usuń"jakiś tam MOSiR" nie jest oznaką pogardy :) to tzw. hiperbola, drogi Anonimowy Czytelniku. Celowo posłużyłam się tym środkiem stylistycznym, porównując do siebie dwa miasta, chciałam pokazać, że mimo różnicy wielkości miast, Rybnik dał radę. Co za tym idzie, dalej napisałam, że nie mogę się zdecydować, gdzie było lepiej. Mimo wszelkich moich obaw związanych z "tym Rybnikiem" wyszło bardzo fajnie. I chwalę cały koncert, więc nie uważam, żeby to był przejaw pogardy. /Karolina
UsuńKoncert z trybun to nie to samo. Kolejny raz idę pod scenę ;)
OdpowiedzUsuń